Czasami tak niewiele potrzeba, aby pogubić się w życiu. Tak było w przypadku naszego bohatera. Jak wyglądały jego losy – które dziś mogą dla wielu stanowić przestrogę – opowie nam Tomasz Biegański.
Tomku, jak wspominasz swoje dzieciństwo?
Ogólnie było całkiem dobre. Miałem dwoje rodziców, którzy zapewniali mi byt, oboje pracowali. Przez pryzmat dzieciństwa wspominam jednak to, że tata nadużywał alkoholu. Jednak wówczas całą sytuację przyjmowałem bardziej jako facet: ,,na twardo”. Natomiast całą sytuację przeżywała moja siostra. W domu, po alkoholu zdarzały się kłótnie czy przezwiska. Po alkoholu ojciec stawał się marudny. Pamiętam taki moment, że powiedziałem sobie i poczułem to w sercu, iż jak dorosnę i stanę się mężczyzną, nie będę pił alkoholu. Miałem wówczas 7-8 lat. Nie chciałem nigdy w życiu pić alkoholu, żeby nie zachowywać się tak jak tata. Pomimo zachowań ojca, w naszym rodzinnym domu zawsze był porządek, rodzice dbali o jedzenie i odkładali pieniądze. Żyliśmy w komforcie finansowym, rodzice dbali o nas, ale gdy tylko przychodził weekend, pojawiał się alkohol wraz z gośćmi, którzy odwiedzali nas.
Nie udało Ci się jednak zachować w życiu abstynencji…
Paradoksalnie, niestety masz rację.
Kiedy zaczął się u Ciebie problem z alkoholem?
Pierwszy raz na koniec ósmej klasy szkoły podstawowej. Zawsze wyglądałem na starszego i kupiliśmy wówczas z kolegami wina, tzw. ,,jabole”. Każdy z nas wypił po butelce. Miałem wtedy 15 lat i ,,ścięło” mnie. Do tego stopnia, że leżałem na ulicy. Było to moje pierwsze zetknięcie się z alkoholem. Na pewno wpływ na to miało także środowisko, w którym obracałem się. W szkole średniej zaczęło się regularne picie. Były ku temu okazje, imprezy zdarzały się często, a alkohol zaczął się lać szerokim strumieniem.
Alkohol to jednak nie wszystko…
Niestety, gdy miałem 16 lat, zacząłem brać sterydy. Warto przy tym zaznaczyć, że jeszcze wcześniej, bowiem od piątej klasy szkoły podstawowej, trenowałem piłkę nożną. Miałem nawet na tym polu osiągnięcia. Do tego stopnia, że zdarzały się wyjazdy za granicę. Jak kumpel poszedł na siłownię, to namówił mnie na nią. W efekcie zacząłem brać sterydy w zastrzykach. Równolegle trenowałem zawodowo piłkę, ale zażywanie sterydów pociągnęło za sobą zmianę sylwetki. Do tego często zdarzały się imprezy, dyskoteki, na których szpanowałem, że jestem większy. Ten świat zaczął mnie wciągać, podobnie jak sterydy. W efekcie, rzuciłem piłkę, ponieważ okazało się, że przybyło mi 10 kg. Na piłkę byłem już za wolny. To był także czas, w którym zacząłem zażywać narkotyki. To wszystko w połączeniu, czyli sterydy, narkotyki oraz alkohol zaczęły się niestety kumulować. W negatywnym tego słowa znaczeniu. Niewiele później, bowiem dwa lata później, ciężko pobiłem chłopaka.
Jak do tego doszło?
W wyniku miksu zmieszania powyższych trzech środków. Mając 18 lat, zacząłem stać na bramkach dyskotek jako ochroniarz. Wówczas, jak zdarzyło mi się wybrać na imprezę, to biłem, kogo tylko popadło. Jednak całe zajście nie miało miejsce w klubie, ale w szkole na lekcji WF-u. Pewien chłopak grał w piłkę. Był grubszy i wszyscy się z niego śmiali. Niestety on przy wszystkich powiedział do mnie: ,,zamknij się”, co potraktowałem jako zniewagę. Wówczas podskoczyło mi ciśnienie, niestety sterydy wpływają na układ nerwowy. Zacząłem go bić. Widziałem tylko, jak mu ząb leci. Zaraz potem przyjechała karetka. Zawiesili mnie. Całe szczęście, że nic poważniejszego się nie stało i nie odniósł trwałego uszczerbku na zdrowiu. Jednak z racji tego, że w wyniku pobicia odniósł obrażenia i przebywał w szpitalu powyżej 7 dni, potraktowany zostałem jak przestępca i za powyższy czyn groziło mi od roku do 10 lat. Miałem szczęście, ponieważ dostałem wyrok: rok w zawieszeniu na 3 lata.
Czy ta sytuacja czegoś Cię wówczas nauczyła?
Niczego. Może przestraszyłem się, ale przede wszystkim pomyślałem, że muszę uważać. Ale moje życie się nie zmieniło. Jeszcze przed samym tym zajściem w szkole, w sobotę i niedzielę pobiłem kilkunastu chłopaków. Założyli mi gips na rękę. A ja nadal biłem. Tylko lewą ręką. Nadal wzrastałem, zażywając narkotyki, pijąc i biorąc sterydy. Zdarzały się sytuacje, że z kumplami próbowaliśmy coś ukraść. Generalnie był to okres, w którym też raz pracowałem, raz traciłem pracę. Ale na pewno nie starałem się siedzieć bezczynnie.
I tak toczyło się Twoje życie, aż do czasu wyjazdu do Anglii. W wieku 24 lat wyjechałeś w poszukiwaniu lepszego życia za granicę. Jak ono tam wyglądało?
To były czasy, gdy wstąpiliśmy do Unii Europejskiej. Kolega, który przede mną wyjechał, zachwalał tam pracę, mówiąc, że można sporo zarobić. On też pomógł mi w wyjeździe. Otworzyła się przede mną perspektywa dobrze płatnej pracy. Wystarczyło tylko uczciwie pracować. Jeszcze w Polsce pracowałem jako kierowca w piekarni. Jednak to, co w naszym kraju zarobiłem w wieku 20-21 lat, wszystko przećpałem. Po przybyciu do Anglii od razu znalazłem pracę i zacząłem zarabiać większe pieniądze. Niestety, ale ten fakt tylko dołożył ognia do pieca, bo bardziej mogłem zaistnieć, pozwolić sobie na więcej rzeczy. Próbowałem być tym, kim nie byłem. Na pewno jednak byłem dużym chłopem budzącym respekt.
Pieniądze Ci w tym pomogły?
Tak. Zmieniłem swój wizerunek. Obwiesiłem się złotem, kupiłem BMW. Gdy przyjechałem do Polski, to budowałem swój wizerunek twardego faceta w BMW, któremu w życiu się udało. W ojczyźnie poznałem swoją żonę, która wyjechała ze mną do Anglii. Na świat przyszły wkrótce nasze dzieci. Najpierw jedno, potem drugie. Jednakże nawet rodzina nie spowodowała u mnie refleksji. Oprócz tego, że miałem żonę i dzieci, nic nie zmieniło się w moim postępowaniu. Cały czas byłem nieobecny w domu. Jednakże były to takie czasy, że tyle zarabiałem (pracowałem na bramkach, stojąc na dyskotece i dorabiałem dziennie), że mogliśmy pozwolić sobie na wycieczki, a żona nie musiała pracować. Pracując w takim środowisku, ćpałem i piłem. Gdy wracałem do domu, to żonę przepraszałem i choć wybaczała mi, to nie było jej lekko. Na obczyźnie wszystko zaczęło się potęgować: moje uzależnienie od alkoholu. Mój stan coraz bardziej się pogarszał.
Miałeś rodzinę, pieniądze. Słowem, nie brakowało Ci po ludzku niczego do szczęścia. Ale czy czułeś się tak naprawdę szczęśliwy?
Przyszedł taki moment, że pospełniałem parę swoich życzeń, o których wspomniałem: kupiłem BMW, złoto, które nosiłem. Co do złota… Nie było to byle co, ale 100 g na szyi. Podczas wakacji z żoną i dziećmi szalałem na Ibizie. Po ludzku więc pospełniało mi się to, czego pragnąłem. Przyszedł jednak w moim życiu taki okres, że wszystko to, o czym wspominam, straciło swój sens, a ja utraciłem radość życia. O ile wcześniej cieszyłem się, że mogę się napić w pracy i pobawić się na urlopie, to teraz zaczęło to wszystko mi ciążyć i doskwierać. Mam na myśli picie i kac następnego dnia. Moje życie wyglądało ciągle tak samo. Zacząłem także odczuwać mniejszą radość z picia. Do narkotyków mnie aż tak nie ciągnęło. Ale do picia bardzo. Czasami z powodu picia zawalałem robotę. Piłem nawet do upadłego. Pamiętam sytuację, jak ściągnąłem do siebie mojego przyjaciela, z którym piłem, ćpałem i imprezowaliśmy razem. Jego tata czytał Biblię, starał się żyć zgodnie z Bożymi przykazaniami. Zaczęły się wówczas po pijaku z kumplem rozmowy o Bogu. Pojawiło się także poczucie smutku i pustki. Postanowiłem zacząć czytać Biblię. Codziennie po jednej stronie. Zajęło mi to trzy lata.
Jak to wyglądało?
Najpierw przeczytałem Stary Testament, potem Nowy Testament, a potem jeszcze raz Nowy Testament. Cały czas wówczas jednak piłem. Imprezy, ćpanie od czasu do czasu. Ale doszło do tego czytanie Biblii przed snem. Cały czas chodziłem do kościoła (chyba że kac mi na to nie pozwalał). Miałem poczucie, że muszę iść do kościoła, aby chociaż przez godzinę w tygodniu znaleźć dla Boga czas. Ale byłem przy tym interesowny. Myślałem, że w zamian za to, iż przychodzę do kościoła, Bóg wynagrodzi mi to i nic mi się nie stanie, że będzie mi się powodziło, będę miał pieniądze oraz że w ogóle wszystko będzie w porządku.
Czy któreś wersety Pisma Świętego szczególnie trafiły do Twojego serca?
Ewangelia św. Jana 3, 3: ,,Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwa Bożego” oraz słowa: „Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że JEZUS JEST PANEM, i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych – osiągniesz zbawienie. Bo sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej ustami – do zbawienia” (Rz 10,9-10).
Chciałem całym sercem dać siebie i przestać pić. Chciałem i postanowiłem to zrobić, ale bałem się. Wówczas przyjechał do mnie szwagier i wsypał mi narkotyki. Pan Bóg dopuścił do tej sytuacji, abym zaczął jeść kulki z narkotykami, po których miałem zwidy. Wtedy też, pierwszy raz padłem na kolana i pomodliłem się do Boga bez strachu. Powiedziałem wówczas Jemu, że nieważne co się stanie ze mną. Stanie się to, co On zechce.
Przyszedł w Twoim życiu taki moment, że postanowiłeś się przekonać, czy Bóg istnieje naprawdę…
Gdy przeczytałem całą Biblię, wróciłem do Nowego Testamentu. Cały czas wracały do mnie słowa Ewangelii św. Jana 3, 3: ,,Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwa Bożego”. To nowe narodzenie we mnie utkwiło. Jezus, rozmawiając z Nikodemem o nowym narodzeniu, powiedział: ,,Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego” (J 3, 5). Ten cytat (J 3, 3) o nowym narodzeniu zaczął we mnie pracować. Doszedłem wówczas do takiego momentu, że poczułem, iż muszę się modlić i prosić, aby poznać Boga. Chciałem sprawdzić, czy On istnieje. Jednocześnie coraz bardziej doskwierało mi picie. Zacząłem widzieć rzeczy, których wcześniej nie dostrzegałem. Niestety takie, które stawiały mnie w niekorzystnym świetle. Dostrzegłem, że żona z dziećmi jest sama. Jak miało być inaczej, skoro budziłem się w niedzielę o 14.00, a żona przebywała w tym momencie z dziećmi na spacerze? Zauważyłem, że krzywdzę swoich bliskich. Miałem kumpla DJ-a. Znany był z tego, że był wierzący i praktykujący oraz pomagał ludziom, bezdomnym. Pracowaliśmy razem. Ja jako ochroniarz na bramce dyskoteki, a on jako DJ. Zawsze go wypytywałem: ,,Jak Ty to robisz, że tak pomagasz ludziom?” Takich rozmów było coraz więcej. Poczułem większe pragnienie Boga. Doszedłem do przekonania, że zacznę się więcej modlić. Powiedziałem, że chcę, aby Bóg objawił mi się. Zacząłem się modlić tymi słowami: ,,Panie Boże, oddaję Ci swoje życie i chcę, abyś mi się objawił”. Czułem jednak, że nie byłem szczery. Z jednej strony chciałem, z drugiej bałem się. Miałem pragnienie, ale obawiałem się. Tego, jak odbiorę Jego wolę względem siebie. Wówczas bowiem chciałem zaufać Bogu, ale po swojemu, według swoich reguł i zasad. Nie byłem zatem w stanie poddać się wówczas woli Bożej.
Czy ktoś z Twoich bliskich zaszczepił Ci w sercu wiarę?
Mama od małego mówiła mi, że mam chodzić do kościoła. Mimo, że w życiu pogubiłem się, to byłem gdzieś przy Bogu, choć miałem krzywy obraz Boga. Dodatkowo chodziłem do kościoła, aby chodzić, a nie modlić się…
Co zrobić, żeby doświadczyć żywego Boga w swoim życiu?
Następnego dnia po wizycie szwagra, który przywiózł mi narkotyki, coś się we mnie zmieniło. W poniedziałek, gdy wróciłem z pracy do domu, zacząłem szukać kanałów religijnych w telewizji. Zamiast sensacyjnych, które lubiłem. Zacząłem codziennie słuchać 30-minutowego kazania. Od tamtego momentu przestałem pić. Wcześniej najdłuższa przerwa w piciu wyniosła maksymalnie 3 tygodnie. Łaknąłem Boga, zacząłem czytać książki religijne, czułem, że coś się ze mną dzieje. Bóg miał dla mnie plan i wtedy zadzwonił do mnie mój znajomy DJ z prośbą. Przy okazji wręczył mi ulotkę dotyczącą rekolekcji i spytał się, czy nie zechcę z nim wyjechać na cały weekend. Pomyślałem: „co ja tam będę robił?”, miałem obawy, ale poszedłem za ciosem. Będąc na miejscu, zobaczyłem śpiewających ludzi. Były organizowane konferencje. Dowiedziałem się wielu rzeczy o modlitwie, o przebaczeniu. Przy piosence – ,,Bóg i tylko On”- całe życie przeleciało mi przed oczami i zacząłem płakać. Wróciłem do domu i zacząłem się zastanawiać, jak mam żyć. Przestałem myśleć o bezsensownych rozmowach z kolegami, a skoncentrowałem się na Bogu. Zrezygnowałem ze złych rzeczy. W ciągu roku pojechałem łącznie na cztery rekolekcje, podczas których płakałem. Przestałem całkowicie pić, przestałem brać sterydy. Choć zacząłem mieć mniej pieniędzy, to poprawiła się moja sytuacja z żoną. Za każdym razem Bóg pokazywał mi, co mam robić, aby prostować swoje życie.
Czy to wtedy padł pomysł założenia wspólnoty?
Tak, założyłem ją ze znajomym DJ-em. Na początku było nas dwóch, zaś po trzech latach już 100 osób. Zostałem prowadzącym wspólnotę. Jak ją założyliśmy, to opowiedziałem swoje świadectwo w parafii. Sprzedałem BMW, kupiłem zwykły samochód, pozbyłem się również złota. Ludzie początkowo myśleli, że jestem w jakiejś sekcie. Jednak coraz więcej osób zaczęło przychodzić na nasze spotkania.
Tak zaczęła się Twoja wielka przygoda z Panem Bogiem, ale Twoi najbliżsi także zaczęli się nawracać.
Tak, choć znaleźli się również tacy, którzy mnie obgadywali i byli zdziwieni. Siostra z Niemiec przyjechała do Anglii na rekolekcje i na modlitwie wylania Ducha Świętego nawróciła się. Do dzisiaj jest we wspólnocie i ewangelizuje. We wspólnocie dużo osób się nawróciło, zaś na youtube zacząłem kręcić filmy. Ludzie zaczęli doświadczać Boga.
Poświęcasz swój czas innym ludziom, prowadząc wspólnotę. Jak wygląda obecnie Twoje życie?
Dwa lata temu wróciłem do Polski po 14 latach pobytu w Anglii. Wspólnotę w Anglii przekazałem koleżance po teologii, która ze mną współpracowała. Zresztą do dzisiaj mamy ze sobą kontakt. Wróciłem do Polski, zamieszkałem w małej miejscowości za Gdańskiem w stronę Trójmiasta. Tutaj także powołaliśmy do życia Wspólnotę Dobrego Pasterza. Modlimy się, czytamy i rozważamy Pismo Święte. Idziemy do salki, uwielbiamy Boga, jest wystawiany Przenajświętszy Sakrament. Podejmujemy się inicjatyw ewangelizacyjnych, takich jak wychodzenie na ulice do bezdomnych.
Na początku Twojego nawrócenia doświadczyłeś duchowego spotkania z Matką Bożą.
W Fatimie. Wcześniej, gdy doświadczyłem Jezusa, nie mogłem sobie przy okazji umiejscowić Maryi. Tak zakochany byłem w Jezusie. Pojechałem do Fatimy, aby porozmawiać z Maryją, aby nie czuła się gorzej. Tam doświadczyłem wewnętrznego przeżycia. Stało się to wówczas, kiedy szedłem na zdartych do krwi kolanach do kapliczki objawień. Pomimo potwornego bólu, jaki odczuwałem, zacząłem się Jej pytać, dlaczego tylko Jezus jest ważny w moim życiu. I nagle usłyszałem wewnętrznie w swoim sercu głos Maryi: ,,Tak bardzo się z Ciebie cieszę, że tak kochasz Pana Jezusa i cały czas modlę się o to, żebyś jeszcze bardziej Go kochał”. Maryja nie jest zazdrosna o Swojego Syna, a wręcz Ona po to jest, abyśmy zakochiwali się w Jezusie. Nieustannie modli się o to. Jej rolą jest przybliżanie nas do Pana Jezusa. Ona modli się w tej kwestii o każdego człowieka. My zaś mamy potężny oręż do walki ze złem, w postaci Różańca Świętego i oddania się Maryi.
Na koniec, co powiedziałbyś ludziom, którzy szukają w swoim życiu prawdziwego szczęścia?
W swoim życiu szukałem szczęścia w różnych rzeczach. Uważałem, że szczęście to mieć rodzinę, pieniądze, umieć zapewnić byt najbliższym, tak aby móc żyć na luzie. Oczywiście w tym wszystkim najważniejsze były używki, alkohol, bycie kimś, a dopiero potem rodzina. Jednak gdy tak żyłem, nigdzie nie mogłem znaleźć prawdziwego szczęścia. Za to w życiu pojawiła się pustka. Teraz już wiem, że prawdziwe szczęście daje bliskość z Bogiem. Tylko wówczas możliwe jest odnalezienie sensu swojego istnienia i celu swojego życia, którym jest Miłość, czyli Pan Bóg. Tylko On jest przecież miłością, którą gdy odkryjemy, nasze życie stanie się o wiele lepsze. Czego życzę Czytelnikom ZiarnaNadziei z całego serca.
Juma była charakterystycznym dla lat 90-tych zjawiskiem zorganizowanej kradzieży za niemiecką granicą. Przedstawiamy rozmowę z Markiem Sidło, osobą zajmującą się niegdyś tym procederem.
Marku, pochodzisz...
Mój Panie i mój Boże,
mój Początku i mój Celu!
Ty jesteś Panem historii
i Panem historii mojego życia.
Proszę Cię teraz o Twojego Ducha Świętego,
ażebym w Jego...
Boże,
który jesteś Stwórcą człowieka
oraz Panem życia i śmierci,
bądź uwielbiony!
Jeśli jest Twoją wolą, Panie,
abym wyzdrowiał,
to uwolnij mnie od tej choroby.
Niech Duch Święty,
którego otrzymałem w sakramencie...
Ojciec Wenanty Katarzyniec (1889- 1921), franciszkanin, który zmarł, mając niespełna 32 lata, w 7 roku kapłaństwa, w niewyjaśniony dla nas sposób zachwyca i fascynuje...
Mam na imię Magdalena. Mieszkam i pracuję w Warszawie. Chciałabym podzielić się z Czytelnikami „Ziarna Nadziei” swoim świadectwem uzdrowienia.
Otóż w listopadzie 2019 r. wykryto...
Jak być człowiekiem modlitwy? Wertując myśli i szukając prawdziwie rozmodlonej sylwetki, nasuwa się w odruchu jakby bezwarunkowym postać św. Jana Pawła II.
Zdawało się,...