Świadectwo z uzdrowienia

184

Szanowni Czytelnicy! Chcę się podzielić świadectwem mówiącym o tym, jak Pan Bóg działa w naszym życiu.

Moja mama zachorowała rok temu na nowotwór płuc. Przeszła radiochemioterapię i choroba się zatrzymała. Już w momencie diagnozy oddałam życie i zdrowie mamy Matce Bożej. W kwietniu przed samymi Świętami Wielkanocnymi zauważyłam, że mama zaczyna słabo władać lewą ręką. Nawet przez moment nie przyszło mi do głowy, że może oznaczać to powrót choroby. Jak tylko zauważyłam, że w mojej parafii ksiądz odmawia Koronkę do Miłosierdzia Bożego, zaczęliśmy się z bratem i mamą modlić, prosząc o zdrowie dla mamy. Podczas modlitwy błagałam Matkę Bożą o pomoc.

Zaraz po Wielkanocy zaczęło się dziać coś, co dla zwykłego człowieka jest niezrozumiałe. Ja jednak wiedziałam, że Matka Boża wzięła moją mamę pod swoją opiekę. Mama zaczęła czuć się gorzej, ja nie za bardzo wiedziałam, co robić, tym bardziej w sytuacji związanej z epidemią. Nie wiedziałam, gdzie mogę zadzwonić, jechać, czy jak znaleźć odpowiedniego lekarza. W tym czasie zadzwoniła do mnie moja ciotka, która jest lekarką. Jest to o tyle dziwne, że od dłuższego czasu nie miałyśmy ze sobą kontaktu, ponieważ byłyśmy pokłócone. Kiedy opowiedziałam jej przez telefon, co się dzieje z mamą, wystarczyło 10 minut, aby u nas była. Podjęła decyzję, że trzeba z mamą natychmiast jechać do szpitala, ponieważ jest to bardzo poważna sprawa neurologiczna! Po 40 minutach mama została bez żadnego problemu przyjęta do szpitala na neurologię. Wykonano szybki rezonans, a badania wykazały, że mamy do czynienia z guzem mózgu. Po rozmowie z lekarką, która powiedziała, że sytuacja jest bardzo ciężka – ponieważ guz jest nieoperacyjny, ciężki i głęboko umiejscowiony – załamałam się… Cały czas modliłam się i prosiłam o pomoc. Na drugi dzień od przyjęcia mamy na oddział, otrzymujemy telefon ze szpitala, że mama ma dodatni test na koronawirusa. W wyniku tego przewożą mamę do szpitala jednoimiennego. Mnie z bratem wyznaczają obowiązkową kwarantannę. Tymczasem mamy telefon jest rozładowany i nie mogę się do niej dodzwonić. Cały czas jednak odmawiam z Parafią Szreńsk, Koronkę do Miłosierdzia Bożego.

W następnym dniu dzwonię do szpitala jednoimiennego, aby dowiedzieć się o stan zdrowia mamy. Lekarz informuje mnie, że mama jest operowana. Paraliżuje mnie strach. Przecież lekarka wcześniej podczas rozmowy wspominała, że guz ma charakter nieoperacyjny! Lekarz ze stoickim spokojem mówi mi, że nie do końca tak było. Padam na kolana, pisząc jednocześnie do Księdza Proboszcza z prośbą o modlitwę. Dzieją się cuda, mama zostaje zoperowana, a cały guz usunięty. W ciągu dwóch tygodni wraca do pełnej sprawności fizycznej i psychicznej. Dwa kolejne testy na koronawirusa wychodzą ujemne. Abstrahując, czy wcześniejszy test wykonany mamie był wiarygodny (bo o takich przypadkach przecież słyszano), to dwa kolejne okazują się ujemne.

Chwała Panu za uzdrowienie mojej mamy! Przy okazji chciałabym z całego serca podziękować wszystkim parafianom za wspólną modlitwę. Osobiście dziękuję również księdzu Janowi. Pan Bóg jest w moim życiu na pierwszym miejscu i nigdy się to nie zmieni.
Anna

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj