Zło dobrem przywal

42

Leszka Podoleckiego wielu osobom przedstawiać nie trzeba. Oto historia jego życia oraz to, czym się obecnie zajmuje.

Leszku, zanim opowiesz nam o swoim życiu skupmy się na Twoim dzieciństwie. Jaki był Twój dom?
Dom był religijny, tzn. babcia była bardzo religijną i praktykującą osobą, podobnie jak mama. Natomiast ojciec nie praktykował i nie modlił się. Za to dbał o dom. Nigdy nie kłócił się z mamą, nie pił alkoholu. Ale nigdy też nie okazywał mi miłości.

Dziecko inaczej podchodzi do życia aniżeli osoba dorosła. Dla niego nie liczą się kwestie materialne, ale miłość.
Dokładnie. Dziecka sprawy materialne w ogóle nie interesują. Ono szuka miłości. Czasami dzieci żyją w biedzie a mają okazywaną miłość. Ojciec natomiast bardzo łatwo okazywał swoje niezadowolenie. To się z kolei bardzo często musiało skończyć się na biciu.

Masz jakieś rodzeństwo?
Tak i do tego wspaniałe. Dwóch braci i siostrę.

Wszyscy byli wychowywani twardą ręką?
Raczej tak. Ale z racji tego, że byłem najbardziej żywym dzieckiem to najbardziej denerwowałem ojca, który był przepracowany. Ojciec był pracoholikiem.

Czy to Twoja żywotność, chęć poszukiwania przygody spowodowała, że znalazłeś najbardziej wiernego towarzysza w postaci alkoholu?
Pewnie tak. Dzisiaj, jak oceniam to z perspektywy czasu to widzę, że moje zranienie z dzieciństwa w postaci nie okazywania miłości przez ojca na pewno miało wpływ na moje późniejsze uzależnienie. Podobnie jak podłoże emocjonalne. Byłem łatwym kąskiem. Otwierałem się na alkohol. Dawało to mi poczucie, że jestem kimś. Dodatkowo powodowało, że w pewnych sytuacjach umiałem się zachować, bo sobie wypiłem.

Twój ojciec bardzo sumiennie dbał o utrzymanie rodziny, ale nie umiał nawiązać z Tobą prawdziwej relacji.
Tata wstawał o godzinie 6.00, kładł się spać o 23.00. Pracował w warsztacie, potem cały czas przy biurku. Wymagał od nas ciszy. Był osobą dyscyplinującą, stosującą kary cielesne. Była taka zasada w domu, że jak ojciec złapał pasa to robiłem dwie rundy wokół stołu w kuchni, wtedy babcia otwierała drzwi w kuchni i wylatywałem na klatkę schodową. I już wtedy za mną nie leciał i nie bił. Pamiętam, jak nie zdążyłem uciec, stałem w rogu kuchni, ręce miałem rozłożone, krzyczałem, mama przede mną także krzyczała a ojciec stał przed mamą z pasem i na mnie krzyczał.

Jak odnajdywałeś się w tym wszystkim?
Pomimo tej traumy miałem do niego wielki szacunek. Pamiętam, że jak wyjeżdżałem do internatu to całowałem go w rękę.

Musiałeś dać upust temu wszystkiemu. Gdzie znajdywałeś pocieszenie?
Wśród rówieśników. Tkwiłem w środowisku podwórkowym. Za kolegów z podwórka oddałbym życie. Dlatego też robiłem to, co mi proponowali. Pierwszy kubek słynnego ,,Jabola J-23” piłem mając może zaledwie 16 lat. Były momenty, że mama przeze mnie płakała.

U progu dorosłości doświadczasz głębokiej straty. Umiera Twoja mama…
Mama była osobą, która okazywała uczucie i ciepło. Gdy zmarła miałem 20 lat. Nie mogłem zaakceptować jej śmierci. Przeżyłem duże załamanie. Przez cały czas pogrzebu nie piłem. Ale później przyszła rozpacz i starałem się o tym zapomnieć. Chodziłem na piwo czy sam je sobie kupowałem. Zostałem sam z ojcem do którego czułem ogromny szacunek, ale go nie kochałem. Praktycznie czułem się, jakbym został z obcym człowiekiem, z którym nie mam żadnej relacji.

Nigdy nie jesteśmy gotowi na śmierć naszych rodziców, a co dopiero, gdy śmierć najbliższej osoby dotyka nas w tak młodym wieku.
Ale to nie była jedyna śmierć w rodzinie. Wcześniej, w czerwcu odeszła babcia (mama zmarła w październiku – przyp. red.). Byliśmy rodziną pokoleniową. To były dwie najdroższe dla mnie osoby. Młodemu człowiekowi ciężko jest to zaakceptować.

Nie miałeś nikogo wśród kolegów, kto mógłby Tobie pomóc?
Koledzy sami byli mocno uzależnieni. Stąd miałem łatwość sięgania do alkoholu. Mając 16-17 lat byli uzależnieni i nie raz mieli kaca.

Czy ojciec próbował zastąpić mamę?
Nie próbował, ponieważ wyszedł z wioski zabitej dechami, gdzie była dyscyplina. Pochodził jednak z bardzo porządnej rodziny. Nie pijącej, ale w której niestety nie okazywało się miłości. Stąd też powielał schematy ze swojego dzieciństwa na swoje dzieci. Dopiero później zrozumiałem, że ojciec bardzo mnie kochał, ale sam nie miał okazywanej miłości jako dziecko i nie potrafił jej odpowiednio okazać swoim dzieciom. Dlatego miał problem z okazywaniem miłości.

Kochał Cię, ale cierpiał widząc, że wchodzisz w uzależnienie. Co wówczas robił?
Reagował odwrotnie jak powinien, czyli bił i karał. Zdarzały się kłótnie. Nasza relacja ulegała pogorszeniu. O jakiejkolwiek rozmowie czy przytuleniu nie było szans. Mój ojciec nigdy mnie nie pochwalił. Nie usłyszałem od niego także dobrego słowa.

Kiedy zdałeś sobie sprawę, że masz alkoholową ciągotę i nie jesteś w stanie powiedzieć sobie ,,Nie”?
To było już w małżeństwie, kiedy moim największym pragnieniem była kochana rodzina, dzieci, którym będę mógł okazywać miłość. Zobaczyłem, że coś zaczyna się psuć i psuje się przeze mnie, czyli przez alkohol.

Jakie są trzy największe rzeczy, które skradł Tobie alkohol?
Rodzinę oraz to, że nie okazywałem im wtedy szacunku i miłości. Zarówno żonie, jak i dzieciom. Doszło do takiej sytuacji, kiedy żona powiedziała ,,dość”. Tak dalej być nie może. I miała rację. Każdy ma inne dno. Ale to ultimatum, które mi żona postawiła było to dla mnie dno dna. Zawsze alkoholik rani najbardziej tych, którzy go kochają i których on sam kocha.

Po ślubie opuściłeś rodzinny dom i przeniosłeś się do innego miasta.
Zamieszkaliśmy w Świnoujściu. Liczyłem, że żona i dziecko zrekompensują mi brak miłości ojca. Ale przez pierwszych 10 lat małżeństwa ważniejsze były częste imprezy z kolegami z pracy. Zaczęły się wielkie problemy. Człowiek był sam, nie miał rodziców, był tylko z żoną i mógł robić to co chce. Tak wówczas myślałem. To robienie co się chce nie wyszło mi na dobre. Byłem duszą towarzystwa, miałem najlepszą pracę w Świnoujściu. Pracowałem na przystani promów szwedzkich, jako ajent PKP pływałem na promach kolejowych do Szwecji. To była elita. Myśmy do miasta wychodzili jak do Bangladeszu. Człowiek płacił dolarami, koroną szwedzką. Pieniędzy miałem wtedy naprawdę dużo. Tylko, że żyłem bez wartości. Żyłem jakby Boga i śmierci nie było. Słowem skóra, fura i komóra, tylko komórek wtedy jeszcze nie było.

Były pieniądze to i był alkohol?
Moje życie obracało się wokół niego. Taką miałem codzienność. Wiedziałem, że muszę pić. Czasami pójść na melinę w nocy, gdzie było strach wejść, aby kupić i napić się, bo nie miałem gdzie. Jak trzeźwiałem, to wiedziałem, że coś ze mną jest nie tak.

Jak na to reagowała Twoja żona?
Żona długo starała się wpłynąć na mnie żebym przestał pić. Jednak wszystkie rozmowy były bezskuteczne. Próbowałem nie pić, przyrzekałem i przysięgałem żonie oraz sobie, ale okazywało się, że moje słowa nic nie są warte. Nadal piłem, ale przyrzekałem w szczerości, bo naprawdę chciałem przestać pić. W którymś momencie żona powiedziała: ,,Albo, albo…” Ja tego nie chciałem, kochałem ją, była i jest dla mnie najukochańszą żoną na świecie. Tak samo dzieci – ona są dla mnie największą wartością, największymi skarbami. Choć byłem na dnie, to ktoś wreszcie postawił mi sprawę jasno: Albo nie będziesz pił albo po małżeństwie.

Jak na to zareagowałeś?
Niespodziewanie postanowiłem pójść do kościoła. Tam nastąpił pierwszy etap mojego prawdziwego nawrócenia. Przyjechała akurat wówczas z Krakowa grupa świeckich osób z obrazem Jezu, ufam Tobie, który stał oparty przy ołtarzu. Miał takie boczne drzwiczki i cytat z dzienniczka św. siostry Faustyny. Nie pamiętam co oni mówili. Miałem utkwiony w nim cały swój wzrok. Za bardzo się wówczas nie modliłem, bo znałem pewnie tylko Ojcze nasz. Zacząłem jednak czytać, że ,,im większy grzesznik, tym bardziej jest przez Boga umiłowany”. Cytaty spowodowały, że nie wiedziałem co się dzieje. Wyszedłem na miękkich nogach.

Jak się wówczas czułeś?
Miałem nie tylko miękkie nogi, ale i totalny mętlik w głowie. Wiedziałem, że coś się ze mną dzieje, ale nie wiedziałem nawet co. Przychodzi mi słowo: oszołomienie. Przyszedłem do domu, w tym dniu była niedziela i tego dnia zdarzył się drugi cud, ponieważ żona z córką poszły do kościoła. Wracając z kościoła córka krzyknęła na cały głos: ,,Tatuś, tatuś”. Wyleciałem, bo myślałem, że coś się stało, a córka mówi: ,,Tatuś, mamusia była u spowiedzi”. Poczułem ogromne pragnienie spowiedzi po latach. Żeby pójść i wyspowiadać się.

Bałeś się spowiedzi, jak zareaguje kapłan?
Pragnienie spowiedzi to jedno, ale myślałem sobie: ,,No tak, jak pójdę do Spowiedzi Świętej, to ksiądz nie da mi rozgrzeszenia”. Z drugiej strony są przecież słowa mówiące, że im większy grzesznik tym większa łaska. Pan Jezus jednak nie powiedział: ,,Leszek im bardziej będziesz grzeszył, tym bardziej będziesz święty, tylko Czym bardziej będziesz stawał się grzesznikiem to tym bardziej będziesz święty”. Bo Jezus będzie jest dla mnie, a dzięki Chrztowi Świętemu Świątynia Ducha Świętego jest we mnie. Pamiętam, jak będąc małym dzieckiem przebywając u wujka na wsi usłyszałem, jak wujek zagadał do kobiet: ,,Kobiety, a wiecie dlaczego na Jasnej Górze są tak grube mury?” Bo tam spowiadają się najwięksi grzesznicy świata. Przypomniałem to sobie już jako dorosły człowiek.

Nie muszę Ciebie pytać się, co zrobiłeś…
Kierunek: Jasna Góra. Wsiadłem w pociąg i pojechałem, żeby wyspowiadać się. To, co działo się na Jasnej Górze to już jest na książkę, bo to były oczywiście cuda. Natomiast moja droga uwolnienia, ocalenia jest trochę inna. Przyjechałem na Jasną Górę do spowiedzi. Ale przyjechałem też, aby ślubować Matce Bożej, że nie wypiję alkoholu przez 2 lata.

Udało się?
Pojawiały się myśli: ,,Ale jak to w urodziny, w sylwestra, na Boże Narodzenie, czy w Nowy Rok?” Dziękowałem nawet Bogu, że nie zdążyłem jeszcze tego Jemu powiedzieć. Ale gdy tak chodziłem po Jasnej Górze, przyszła mi druga myśl. Po co tam przyjechałeś? W końcu powiedziałem: ,,Matko Boża proszę Cię”. To, że dotrzymałem tego słowa, to wyłącznie dlatego, że wtedy modliłem się. Po prostu to mnie uratowało, bo jestem przeciwnikiem, żeby alkoholik ślubował coś nad czym nie ma kontroli.

Łaska działała. Co jednak było, gdy miałeś chęć napić się? Na pewno zdarzały się ,,momenty” próby?
Tak, ale łaska Boża działała. W zasadzie w tych latach zacząłem poznawać pewne elementy swojego zachowania. Po pół roku żona mówi do mnie: ,,Jedziemy na wesele do rodziny”. Odpowiedziałem jej: ,,Zaraz. Po co mam jechać? Przecież ja nie piję”. Zacząłem dostrzegać, że moje życie obracało się wokół butelki. Butelka nadawała życiu sens. To można było od razu dostrzec. Jednak dalej nie przyznawałem się do uzależnienia.

Natchniony doświadczeniem Miłosierdzia Bożego pojechałeś na Jasną Górę i ślubowałeś, że nie będziesz pił, palił papierosów i że będziesz odmawiał cały Różaniec Święty do końca życia… Ale to nie wszystko, co się wówczas wydarzyło.
Ośmieliłem się oddać Maryi w świętą niewolę miłości. Wtedy poczułem duchowe wezwanie, aby poświęcić życie ludziom zagubionym i opuszczonym. Tajemnica tego wszystkiego tkwi w ogromnej Miłości Boga do człowieka.

Taka postawa chwyta za serce. Słyszałem, że nigdy nie oceniasz człowieka.
Należy wyraźnie oddzielić czyn od człowieka. Czyny wymagają potępia, ale nigdy nie człowiek. Który zawsze póki żyje ma szansę odmienić swoje życie.

Zakładasz pierwszy dom dla bezdomnych w Świnoujściu. Potem kolejne w Gryficach, w Wolinie. Założona przez Ciebie Fundacja Instytut św. Brata Alberta udziela pomocy potrzebującym, bezdomnym, wszystkim tym, którym nie powiodło się w życiu. Nie obyło się jednak bez kłopotów?
W pewnym momencie byłem bezradny. Nie miałem żadnych doświadczeń. W Polsce nie było skąd czerpać wzorców. Ludzie mi zapijali. W schronisku dochodziło niekiedy do strasznych scen. Bardzo ciężko było utrzymać dyscyplinę. W pewnym momencie zauważyłem, że historia osób przebywających w schronisku przeważnie jest taka sama. Że oni prawie wszyscy siedzieli w więzieniach. Pomyślałem, że może łatwiej byłoby iść do więzienia.

Powołałeś Bractwo Więzienne Arka. Tak zaczyna się nowy etap Twojej służby.
Nauczyłem się przekazywać więźniom, jak mają żyć. Nawiązałem relacje i zdobyłem szacunek. Więźniowie z długoletnimi wyrokami, a nawet dożywociem zwracają się do mnie ,,tato”. Wspieram ich rodziny, a także dzielę się swoim doświadczeniem ze studentami resocjalizacji i psychologii. Jeżeli zło zwalcza się miłością, to zło traci na sile. Najważniejsza w życiu jest miłość. Przynosi to efekty. Nawet osoby z dożywociem zmieniają się. Pan Jezus wyraźnie mówi, że potępiać należy grzech, nie zaś grzesznika. Na spotkanie Arki przechodziły nawet osoby z bardzo znanych w Polsce zorganizowane grupy przestępczych.

Jesteś niczym współczesny Noe, który zbudował Arkę, w której stale stawiają się coraz to kolejne zabłąkane dusze.
Dam taki przykład. Ludzie patrzą na młodego człowieka, który np. rozwala przystanek autobusowy i myślą, że trzeba go zamknąć, że to jest świr itd. A należy zastanowić się, dlaczego ten człowiek tak postępuje? Bo nie miał miłości w domu. Resocjalizacja nie polega na tym, żebyś komuś mówił, co ma robić, tylko żeby spojrzeć na niego z miłością.

Słuchając Twojej historii nasuwa się wniosek, że Bóg Ciebie przygotowywał na to czym zajmujesz się obecnie.
Myślę tak samo. Z perspektywy czasu mogę zobaczyć, dlaczego miały miejsce pewne zdarzenia w moim życiu. Ślubowałem świętą niewolę miłości Maryi, ślubowałem że nie będę pił alkoholu i palił do końca życia, że będę odmawiał Różaniec Święty do końca życia. Najbardziej przygotował i przygotowuje mnie różaniec. Swoje życie służbowe i fundacji oparłem na dwóch filarach. Jednym z nich jest Nabożeństwo do Miłosierdzia Bożego, a drugi Nabożeństwo Różańca Świętego. Dzisiaj nie wiem ile odmawiam różańców. Każdą wolną chwilę. Zwykle, jak jadę samochodem, to staram się cały czas go odmawiać. Tego też uczę moim podopiecznych w zakładach karnych.
Pan Bóg obdarzył mnie Łaską miłowania grzeszników i potępienia grzechów. Należy potępić czyn, nigdy człowieka. Zresztą nigdy jakoś tak bardzo nie interesowały mnie przyczyny, za co kto siedzi. Bardziej interesowały przyczyny. Podobnie, jak w przypadku bezdomnych, którymi zajmuję się 32 lata. Móc odpowiedzieć na pytanie: ,,Dlaczego tak się stało? Dlaczego trafił do zakładu karnego?” Bardzo często na spotkania Arki przychodzili skazani i gdy pytałem się czy ktoś ich kocha, to rzadko odpowiadali się, że tak. Najczęściej była to babcia, jakaś starsza sąsiadka, która odgrywała rolę babci. Albo on kogoś kochał. Gdy pytałem się czy był kochany, odpowiedź niestety była negatywna. A każdy chce być kochany. Taka osoba przez brak miłości gotowa jest zrobić wiele rzeczy. Ale zapytana, czy chciałaby kochać i być kochana odpowiada, że oczywiście, że tak. W każdym człowieku jest pragnienie miłości. Opowiem Państwu historię pewnej kobiety, która napisała list do Boga. Opisała ona, jak wygląda sytuacja osoby skazanej. My za bardzo patrzymy na skutki, a nie patrzymy na przyczyny. Wówczas denerwujemy się skutkami i chętnie takie osoby potępiamy.

Co napisała w liście?
Jest to napisany przez osadzoną list do Boga. ,,Czy ja wierzę w Boga? Po co? Wierzę czy nie to nic nie zmieni. Moje życie już takie jest. Nie ma sensu się łudzić, że Ty coś zmienisz, bo nie zmienisz. Po co mówić do Ciebie? Ty i tak nie słyszysz. Zawsze tak było. Nie słuchasz. Kiedyś Cię błagałam, wzywałam. Wtedy, kiedy bolało, kiedy się bałam. Kiedy umierałam ze strachu, kiedy cierpiałam, kiedy czułam się odrzucona samotnością. Kiedy w sposób okrutny zdarto ze mnie cześć i człowieczeństwo. Kiedy nikt się o mnie nie troszczył. Kiedy postanowiłam iść swoją drogą, niekoniecznie prostą. Ale innej nie było lub jej nie widziałam. Prosiłam Ciebie o pomoc. Jeszcze wtedy prosiłam. Gdzie byłeś Boże? Czy nie widziałeś mojej krzywdy? Mojego bólu? Mojej bezradności? Milczałeś, a ja milczę teraz. Moje serce też milczy i moja dusza. Czy to takie dziwne, że zamknęłam się w swojej skorupce, skorupce niewiary? Ani ojciec, jaki ojciec? Ani matka, jaka matka? Ani ludzie, jacy ludzie? Nikt mi nie pomógł! Więc co może Bóg? Jaki Bóg?! To jest postawa skazanego, który przychodzi do mnie na Arkę”.

Przykre…
To napisała kobieta, która prostytuowała się mając zaledwie 14 lat. Kobieta, która była i jest alkoholiczką, bo jeszcze żyje. I która zabiła na końcu człowieka. Ale przemieniła swoje serce. Dzisiaj jest to cudowną matką, babcia i kobietą. Napisała też Odpowiedź od Pana Boga.
List od Pana Boga: ..Nie wierzysz we Mnie. Nie potrafisz o Mnie mówić. Dziecko, zawsze przy Tobie byłem. Zawsze Cię słuchałem, zawsze Cię słyszałem. Kiedy błagałaś o pomoc, krzyczałem z Tobą. Kiedy czułaś ból, cierpiałem w Tobie. Kiedy się bałaś, w Tobie umierałem ze strachu. Kiedy czułaś odrzucenie, skrywałem się w najbardziej samotnym kawałku Twojego serca, by w cichości Twojego istnienia współcierpieć z Tobą. Kiedy zdarto z Ciebie cześć i honor, umierałem w Tobie w nieludzkich męczarniach. Kiedy nikt się o Ciebie nie troszczył, pukałem do Twego serca z troską, nie słyszałaś. Dziecko, nigdy nie byłaś sama. Znam każdą cząstkę Twojego organizmu. Wszystkie zmysły, wszystkie doznania. Znam każdą Twoją łzę. Znam Twój ból. Nikomu nic nie mówisz, a ja wiem. Mieszkam w Twoim sercu, choć trwale się mnie wypierasz. Ale ja Cię kocham. Bo jesteś moim dzieckiem ukochanym. Taką Cię kocham. Usłysz mnie. Ja wciąż pukam do Twego serca i czekam. I zawsze będę czekał. Czekam na Twoje zaproszenie. Otwórz mi. Z mojej strony niestety nie ma klucza, ani klamki. Jest tylko kołatka, więc wytrwale kołaczę. Tylko Ty ze swojej strony możesz mi otworzyć i wpuścić mnie do Twojego serca. Ja czekam. I będę czekał. Mam czas dla Ciebie. Bo jesteś dla mnie najważniejsza. Usłysz mnie. Poczuj moje kocham. To moje wołanie do Ciebie. Usłysz dziecko i wpuść wraz ze Mną Wiarę, Nadzieję i Miłość”. To napisała ta sama kobieta. Jakże to mądry list. Miała tą łaskę, że poznała filozofię cierpienia Jezusa w nas. Kiedy robiliśmy zajęcia w poprawczakach i zakładach karnych to wręczaliśmy ten list osadzonym. Każda przebywająca tam dziewczyna dostała zalakowany list adresowany bezpośrednio do niej. Każda ten list pocałowała. Ale na pytanie o to, czy była kochana przez ojca machała tylko rękoma. Albo powiem o innym przypadku. Na jakiego człowieka może wyrosnąć dziecko, które jako jedyne z czworga rodzeństwa po śmierci matki zostaje oddane do domu dziecka, ponieważ było najbardziej niegrzeczne? Gdzie takie dziecko ma nauczyć się miłości, skoro w domu dziecka nie można przytulać, całować i mówić, że Cię kocham? Nie doświadczy jej. I w tym stanie wejdzie w dorosłość. Dodatkowo w domach dziecka jest stosowana przemoc i funkcjonuje subkultura, a wychowawcy chcąc zachować porządek i dyscyplinę też biją. Oczywiście dzieci też biją się między sobą. Takie dziecko wzrasta potem w agresji i nienawiści do porządnego świata. Ponieważ porządny świat go nienawidzi. Później trafia do poprawczaka, finalnie zaś do kryminału. Dla takiego dziecka dom dziecka to tak jakby kara dożywotniego więzienia. Bo trafiając do niego nie ma mowy, aby nauczył się miłości i ją poznał. Jak można mieć pretensję do takich osób? Całe szczęście, że obecnie przepisy tego zabraniają. Kiedyś miałem spotkanie na parafii przed bierzmowaniem z dziećmi wywodzącymi się z tzw. dobrych rodzin. Okazało się, że na hasło tata pięciu z nich dostało sine usta. Gdy pytam się osób kogo najbardziej kochasz to kolejność jest następująca: Babcię, dziadka, mamę. A gdy pada pytanie odnośnie nienawiści, to w 99,9% pada na pierwszym miejscu słowo: ojciec. Ojcowska miłość jest nie do zastąpienia! Dlatego dzieci odchodzą potem od wiary, bo Bóg Ojciec jest kojarzony z czymś negatywnym.

Ciekawe spostrzeżenie.
Ja nawet czasami mówię, że człowiek to jest takie urządzenie, które dostaje paliwo, które się nazywa miłość. To urządzenie ma ją także produkować. Jeżeli jej nie produkuje, tylko agresję i nienawiść, to znaczy że paliwo jest złe. Zatem nie dziwmy się. Jeżeli dzieci są wychowywane w agresji, nienawiści, którym jest nieokazywana miłość to mogą być potem problemy. Najważniejsze jest okazywanie miłości. To, że kocham to jest mało. Jednak nie dzięki braku miłości, ale braku jej okazywania. My mężczyźni tak rzadko potrafimy ją okazywać. Bardzo łatwo jest nam natomiast karcić, dawać klapsy, pokazywać swoje niezadowolenie. Ale chociaż raz w życiu powiedzmy: ,,Synku (córko), bardzo Cię kocham”.

Uważasz, że nigdy nie jest za późno, aby wyjść z ciemności i zacząć pięknie żyć. Co pomaga więźniom zerwać z przestępczością i destrukcyjnym działaniem?
Arka budowana na przebaczeniu sobie, stanięciu przed Bogiem w prawdzie i wykrzyczeniu Bogu żali i pretensji /pierwszy list do Boga/ i przebaczeniu tym którzy mnie skrzywdzili. Następnie uczę ich okazywania miłości. Trzeba przebaczyć swojemu katowi. Poprzez modlitwę. Ofiara, która nie przebaczy, staje się katem dla samego siebie. Nie daj Boże, gdy zostaje potem pedagogiem, księdzem, sędzią, prokuratorem, czy funkcjonariuszem służb więziennych. Gdy tylko będzie miała wpływ na innych ludzi, całe życie będzie ich krzywdziła. Najpierw samego siebie, potem dla najbliższych, będzie ciężko z nią wytrzymać w domu. Pedagogika dzisiaj wyrzuciła słowa miłość i tradycja. Cała nauka ma dzisiaj ,,genderowskie” spojrzenie na człowieka. Trzeba go najpierw zdiagnozować, potem napisać mu program a następnie jak to mówimy ,,zapalić kopa”. Ale to nie wypali. W ten sposób człowieka się nie wyprowadzi, a można z niego zrobić jedynie większego i bardziej inteligentnego bandytę. Kiedy mówię do młodzieży na rekolekcjach lub w kościele, to mówię im że będę mówił o miłości, miłości przez dużą literę M, ale słowo miłość możecie zamienić na słowo Bóg. Bo Bóg jest miłością. Oczywiście szatan we wszystkim małpuje Pana Boga. Również w miłości. Dlatego oferuje miłość, ale taką cielesną, zmysłową, pożądliwą, egoistyczną. Tylko to nie jest Miłość Boża, która polega na oddaniu życia za drugą osobę. Przykładem jest sakrament małżeństwa: Od dzisiaj za Ciebie oddaję moje życie. Na tym to polega, żyję dla kogoś drugiego przez całe swoje życie.

Jeżeli miałbyś wskazać co najbardziej Ciebie cieszy w życiu, to o czym myślisz w pierwszej kolejności?
Dziewięć lat temu, gdy poszedłem na urlop zadzwonił do mnie z zakładu karnego Marcin, który ma dożywotkę, przy telefonie stał także Przemek, który ma wyrok 49 lat za podwójne zabójstwo i miał coś do przekazania. Marcin mówi: ,,Przemuś, co powiemy Leszkowi?” Przemek: ,,Powiedz, że go kochamy. Przecież on wie. Ale mu to powiedz”. Marcin powiedział: ,,Leszku, kochamy Cię”. Nic tak bardzo nie raduje serca jak to, gdy ktoś z Twoich podopiecznych mówi, że Cię kocha. Tam gdzie okazuje się miłość, zło nie opanuje człowieka.

Zgadza się.
Tak w ogóle ułożyłem definicję osoby przebywającej w zakładzie karnym.
Skazani to osoby odbywające kary pozbawienia wolności za nigdy nie okazaną miłość. Oczywiście też za swoje uczynki. Ale jak miało by być inaczej, skoro dobro zostało w nich zabite już na etapie dzieciństwa? Przemiana więźnia jest możliwa jedynie w przypadku dania miłości. Sama resocjalizacja bez miłości mnie ma sensu. Natomiast bezdomność to pewna forma samobójstwa. Ktoś kogo życie bardzo doświadczyło.

Na koniec jaki masz Leszku przekaz do naszych czytelników?
Głównie mam do ojców. Kochani ojcowie. Pamiętajcie jedno. Matka nie musi zdobywać miłości dziecka. Miłość do Matki mamy w genach. Ale my ojcowie musimy zdobyć tą miłość. Brak okazywania miłości niczemu dobremu nie służy. Proszę was, sami przekonajcie się o tym, bez względu na wiek (nawet, jak Wasze dziecko jest dorosłą osobą). Przytulcie ją i powiedzcie jej, że ją kochacie. Może nawet taka osoba będzie po tych słowach płakała pół dnia. To jest najszybsze pojednanie. Będziecie mocno zdziwieni, że wasze dzieci mają wam co przebaczyć.
Dziękujemy za rozmowę.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj